Dyrektor cukrowni uniewinniony. Po 15 latach i 95 rozprawach

Opublikowano:
Autor:

  Dyrektor cukrowni uniewinniony. Po 15 latach i 95 rozprawach - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Areszt tymczasowy, 50 tys. zł kaucji, trwający 7 lat proces, kilkadziesiąt wyjazdów na rozprawy do Łodzi i wreszcie oczekiwanie na uprawomocnienie się uniewinniającego wyroku. Tak wyglądała droga Jana Tyczewskiego, byłego dyrektor nieistniejącej już cukrowni w Witaszycach do oczyszczenia z zarzutów.

Na uniewinniający wyrok 75-letni Jan Tyczewski musiał czekać aż... 15 lat.  Byłego dyrektora cukrowni, ówczesnego radnego powiatowego, aresztowano pod koniec czerwca 2000 roku. - Był 27 czerwca, około 6.00 jak funkcjonariusze wyprowadzali mnie z domu. Zabrali na komendę do Jarocina - przypomina sobie wieloletni szef cukrowni. - Potem przewieźli mnie na komendę do Pabianic, gdzie spędziłem jedną noc. Następnego dnia sąd postanowił o tymczasowym aresztowaniu. Po sprawie przewieźli mnie do Zakładu Karnego w Łęczycy. Pierwszą noc spędziłem z  jeszcze dwoma mężczyznami, którzy byli zatrzymani do tej sprawy - opowiada Jan Tyczewski.

Następnego dnia zostali rozdzieleni, a były dyrektor cukrowni trafił do 10-osobowej celi. - Najgorsze było to, że jak pojechałem w jednej koszuli, jednych spodniach i gatkach, to tak byłem do samego końca. Miałem tylko piżamę do przebrania. Jak przyjechała żona i przywiozła mi rzeczy, to nie chcieli ich odebrać, tylko jeden z funkcjonariuszy powiedział: „Dajcie mu chociaż skarpetki i gacie”. Przez te 27 dni prałem sobie odzież i suszyłem na łóżku. Warunki były spartańskie, ale jakoś to przeżyłem - wspomina z bólem Tyczewski. Mury więzienia opuścił po wpłaceniu 50 tys. zł kaucji. - Nie miałem tych pieniędzy. W ich zebraniu pomogła mi rodzina i znajomi. Każdy pożyczał, ile mógł: po 5 tys. zł, ale i po 500 zł - przyznaje.

To był jednak dopiero początek gehenny byłego dyrektora cukrowni. W przestępczy proceder miało być zamieszanych 47 osób. Ostatecznie Jana Tyczewskiego oskarżono, że w latach 90-tych  przyczynił się do tego, aby inne osoby dokonały przestępstwa polegającego na „doprowadzeniu Cukrowni i Rafinerii „Witaszyce” i Cukrowni „Kluczewo” Przedsiębiorstwo Państwowe w Stargardzie Szczecińskim do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w postaci cukru o wartości 981.600 zł. Zdaniem łódzkich śledczych były dyrektor cukrowni zawarł z PPHU „Excellent” w Łodzi umowę sprzedaży cukru o łącznej wartości 584 tys. zł. Umożliwił jego pobranie po uiszczeniu jedynie przedpłaty 176 tys. zł, jako warunku dostarczenia towaru, „mając świadomość, iż pozostała należność za pobrany towar nie zostanie zapłacona, w zamian za co przyjął korzyść majątkową o znacznej wartości w postaci pieniędzy w kwocie nie mniejszej niż 100 tys. zł.”

W kolejnym zarzucie opisano, że szef witaszyckiej cukrowni pośredniczył w zawarciu umowy na sprzedaż cukru pomiędzy cukrowniami w Stargardzie Szczecińskim i Łodzi o wartości 397.600 zł. Towar pobrano po wpłaceniu 150 tys. zł, a pozostała kwota nie została uregulowana.

Sprawa przed Sądem Rejonowym dla Łodzi - Śródmieścia  ruszyła w styczniu 2007 r., a zakończyła w czerwcu 2013 r. Odbyło się 95 rozpraw.  - Na szczęście nie musiałem być na wszystkich rozprawach. Przez pierwsze trzy, cztery lata jeździłem na wszystkie. Były takie sytuacje, że pojechałem do Łodzi, a rozprawy nie odbyły się. Pamiętam, jak żona pojechała ze mną, aby mi towarzyszyć, bo to dużo nerwów mnie kosztowało. Ja poszedłem do sądu, a żona miała zapłacić za parkowanie. Ja schodzę na dół z trzeciego czy czwartego piętra, bo nie było rozprawy, a żona dopiero wchodziła do sądu.   

„Byłem niewygodny”        

Ostatecznie Jana Tyczewskiego uniewinniono od wszystkich zarzutów. W uzasadnieniu napisano, że w cukrowni, którą zarządzał, były przeprowadzone kontrole Najwyższej Izby Kontroli i dwa postępowania prokuratorskie dotyczące niegospodarności i oba zostały umorzone. Nie przyjął łapówki, którą mu zaproponowano. Oprócz szefa cukrowni w Witaszycach wyrok usłyszały 23 z 47 osób. Część z nich zmarło w trakcie procesu, a niektóre odpowiadały w odrębnych postępowaniach.

Prokuratura Okręgowa w Łodzi odwołała się od wyroku. Pod koniec tego roku Sąd Okręgowy w Łodzi rozpatrzył apelację śledczych. W odniesieniu do Jana Tyczewskiego podtrzymał orzeczenie sądu pierwszej instancji.

Co czuje były dyrektor po 15 latach od wybuchu afery? - Ulgę Wyrok  znacznie za późno, dlatego że cukrownie zdążyli zlikwidować. Szkoda mi tego wkładu pracy i tych ludzi. Ja się nie cieszę z tego, bo mnie to cały czas boli, ale mogę spojrzeć ludziom w twarz - mówi Jan Tyczewski. Podkreśla, że dobro cukrowni zawsze mu leżało na sercu. Robił wszystko, by uchronić ją przed zamknięciem. - Gdyby nie udało się uruchomić elektrociepłowni gazowej, to już wszyscy poszliby w 1995 r. na bruk, a dzięki temu 6 lat jeszcze pracowali - ocenia były dyrektor.

 Dlaczego pojawiły się przeciwko niemu takie zarzuty? - Byłem niewygodny - odpowiada bez chwili zastanowienia się. - Nie chciałbym więcej mówić na ten temat  - podkreśla. Ten trudny okres przetrwał dzięki wsparciu rodziny i jak mówi „przesadnej pracy w ogrodzie”.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE