Nie żyje najstarsza mieszkanka gminy. Przeżyła prawie 102 lata

Opublikowano:
Autor:

Nie żyje najstarsza mieszkanka gminy. Przeżyła prawie 102 lata - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Smutna informacja dotarła do nas. Zmarła najstarsza mieszkanka gminy Jaraczewo - Maria Kuszyńska z Góry. Przeżyła prawie 102 lata.

 


Maria Kuszyńska urodziła się 24 października 1917 roku w Niemczech, w miejscowości Hamborn. Jej rodzice wyjechali za pracą. Tam się poznali i wzięli ślub. Rodzina Kuszyńskich przywędrowała do Polski w 1920 roku. Najpierw zamieszkali w Boguszynku. W 1928 roku przeprowadziła się do Góry. Najstarsza mieszkanka gminy Jaraczewo zmarła 24 maja.

 

W ubiegłym roku rozmawialiśmy z mieszkanką Góry w związku ze stuleciem niepodległości.

Czym była dla niej niepodległość? - Wolnością, niezależnością człowieka - mówiła.



Oto tekst, który opublikowaliśmy w ubiegłym roku

 

 

Maria Kuszyńska urodziła się 24 października 1917 roku w Niemczech, w miejscowości Hamborn. Jej rodzice wyjechali za pracą. Tam się poznali i wzięli ślub. - Jest nawet jeszcze zdjęcie ślubne moich rodziców - dodaje, spoglądając na ścianę. Mama nie chciała tam zostać. Trzeba było stale uciekać. Jak tylko na ulicy usłyszeli polską mowę, to zaraz strzelali. Najprawdopodobniej taty siostra tak zginęła z całą rodziną - opowiada.

Rodzina Kuszyńskich przywędrowała do Polski w 1920 roku. Najpierw zamieszkali w Boguszynku. To właśnie stamtąd seniorka zapamiętała pierwsze obchody święta niepodległości. - Pierwsze moje uroczystości były w szkole. Pamiętam, jak z uciechą maszerowaliśmy z chorągiewkami - opowiada.

Tam mieszkała do 1928 roku. Potem przeprowadzili się do Góry. - To było 7 listopada, było zimno, padał deszcz. Wieźliśmy wszystko na wozach, siedzieliśmy na meblach. Zamieszkaliśmy w czworakach. Najmłodszy brat miał trzy lata. Mama była w ciąży - przypomina sobie jubilatka.

W Górze też co roku świętowano odzyskanie niepodległości. - W szkole były występy, śpiewy, a potem szliśmy z orkiestrą ze szkoły na stację PKP. Dzieci maszerowały z lampionami, a starsi z pochodniami. To mi zostanie w pamięci do końca życia - mówi wyraźnie wzruszona. Jako młoda dziewczyna podobnie jak jej ojciec, pracowała w majątku von Mollardów, sprzątała m.in. w pałacu.

Wojna Wybuch wojny przewał normalne życie 22-letniej wtedy dziewczyny. Do dnia dzisiejszego ma przed oczami kawalkadę wozów konnych jadących przez Górę. Już na dwa tygodnie przed agresją Niemiec na Polskę w taki sposób uciekali mieszkańcy Leszna. - Tamtejsi Niemcy strzelali do cywilów polskich i dlatego uciekali do Kutna. To wyglądało okropnie. Był straszny upał. Potem jeszcze polskie wojsko przyjechało i chciało spalić stodoły, żeby jak Niemcy przyjdą, mieli głód. Ludzie nie pozwolili. Powynosili święte obrazy. Błagali, żeby nie palili, bo wtedy „poszłyby” wszystkie domy. Na szczęścili spalili tylko takie dwie szopy, jak się jedzie w stronę stacji: jedną koło stacji, drugą trochę dalej - odtwarza sobie bolesne wspomnienia.

Pamięta, że wojsko niemieckie do Góry wkroczyło w niedzielę rano 9 września. - My akurat krowy doiłyśmy w majątku. Jak ich zobaczyłyśmy, to nam włosy na głowie stanęły. Wyglądali okropnie w tych ciężkich hełmach na głowie. Byli to rośli mężczyźni z karabinami na plecach. W rzeczywistości nie byli tacy źli. Umiem niemiecki trochę, zaczęłam z nimi rozmawiać. Pamiętam, że dostałam od nich czekoladę i pomarańcze. Zaś na mnie mówili „schwarze Marie” - śmieje się. Całą wojnę spędziła w Górze. Żyło się bardzo ciężko i nieustanie towarzyszył im strach. - Bochenek chleba mieliśmy na cały tydzień - przyznaje.

 Niewiele lepiej było zaraz po wojnie. - Jedliśmy na okrągło pyry z gziką, ale cieszyliśmy się z tego, co mieliśmy - opowiada.

Młoda pani Maria rozpoczęła pracę w gorzelni. Tam też poznała swojego wybranka - Stanisława. W 1951 roku wzięli ślub. - Byłam w brązowej garsonce - przypomina sobie, a synowa wskazuje na wiszące na ścianie zdjęcie. - Mąż był osiem lat młodszy ode mnie, ale tak się zgadzaliśmy, że nie było widać tej różnicy wieku. Jak wyszłam za mąż, ojciec dostał z parcelacji 2 hektary ziemi i tym się zajmowałam. To kosztowało bardzo dużo roboty. Wszystko trzeba było robić ręcznie - podkreśla seniorka.

Wyjątkowo trudne były czasu stalinizmu, zwłaszcza kiedy nałożono na rolników obowiązkowe dostawy płodów rolnych. Bez zastanawiania się wylicza, ile czego trzeba oddać. - Nasz sąsiad nie oddał świni, bo nie miał, to go zamknęli. Potem mój tata odstawił swoją świnię za niego, to go z więzienia wypuścili. Pamiętam, że jak przyszedł do nas to 15 metrów szedł po kolanach i płakał jak dziecko - opowiada.

Najmilsze chwile w życiu to dla niej te, kiedy rodziły się kolejne dzieci. Urodziła ich czworo - córkę i trzech synów. Najmłodszy przyszedł na świat, gdy miała 48 lat. To właśnie z nim i jego rodziną mieszka - Opiekują się mną jak dzieckiem - uśmiecha się.

Doczekała się też ośmiorga wnucząt i dziewięciorga prawnucząt. Cieszy się, że udało się jej wspólnie z mężem wybudować dom. Bardzo przeżyła stan wojenny. Ubolewa, że tyle osób straciło w tym czasie życie. Miała sporo problemów ze zdrowiem - cierpiała m.in. na zanik nerwów. Nie była w stanie złapać nawet łyżeczki. - Jak niemowlę tak leżałam - opowiada.

W powrocie do zdrowia pomogły jej leki sprowadzone z zagranicy. Po setnych urodzinach pogorszył się słuch, straciła wzrok, ale ma dobrą pamięć. Jest osobą pogodną, bardzo często się uśmiecha. - Jakoś Pan Bóg mi dał, że żyję jeszcze - zaznacza kilkukrotnie.

 

Po skończeniu 85 lat zaczęła wyjeżdżać za granicę. - Dwa razy byłam w Kanadzie, trzy razy w Anglii, dwa razy w Belgii, Rzymie, Grecji - wylicza w ekspresowym tempie. Niezwykłym przeżyciem była obecność na audiencji u papieża Benedykta.

Duże oprawione zdjęcie z tego niecodziennego spotkania wisi na ścianie w pokoju.

- To mi wszystko wnuk ufundował. Wychowywałam go od 2 tygodnia życia do 9. miesiąca, bo córka była na studiach. Był słynnym piłkarzem (Tomasz Radziński, polski piłkarz reprezentujący Kanadę, występujący na pozycji napastnika - przyp. red) i z wdzięczności zasponsorował mi te wycieczki. Mogłam wcześniej zacząć latać, ale na początku wszystkiego się bałam. Tomek mnie namawiał na te wyjazdy. Nawet mówił: „Kupię babci duży koc, przykryje i babcia nic nie będzie widziała”. Miałam jeszcze jechać do Jerozolimy, Egiptu - przyznaje pani Maria.

Wszystkie wyjazdy są udokumentowane w albumie, który otrzymała na 95. urodziny. Jest w nim sporo zdjęć pokazujących bliską więź pani Marii z wnukiem. Można znaleźć fotografię ze spotkania z Jerzym Dudkiem w Liverpoolu. Największą jest ta oczywiście z audiencji u papieża. - Nie żałuję niczego w życiu - mówi na zakończenie rozmowy, uśmiechając się serdecznie. Co chciałaby przekazać młodemu pokoleniu? - Aby nie doczekali nigdy wojny. To jest najstraszniejsza rzecz, jaka może być na świecie - odpowiada bez wahania.

 

 

Czytaj również: Seniorzy rozpoczęli Dni Ziemi Jaraczewskiej [ZDJĘCIA, WIDEO]
  

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się. Również w sieci.  

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE