Najpierw zjeżdżał 420 metrów pod ziemię, potem a zakończyłem na 890 metrach Temperatury sięgały od 28 stopni do 40. W takich warunkach 30 lat pracował w kopalni „Pokój” w Rudzie Śląskiej Czesław Fajerski - emerytowany górnik z Woli Książęcej.
Rozmawiał jeszcze z nami, a jak dotarliśmy pod szyb, to już było widać, że jest z nim coś nie tak. Zaczął krwawić z nosa. Zmarł mi pod szybem.
- Zawalił się przekop na długości 15 metrów. Pamiętam to jak dzisiaj, było to w 1976 roku. Uczestniczyłem w akcji ratowniczej, bo przez trzy lata byłem zarejestrowany w oddziale ratowniczym jako ratownik. Najpierw szedł zawodowy zastęp ratowniczy, ratownicy odsuwali skały, a my wyciągaliśmy górników. Razem z kolegą wynosiłem jednego z poszkodowanych.
Rozmawiał jeszcze z nami, a jak dotarliśmy pod szyb, to już było widać, że jest z nim coś nie tak. Zaczął krwawić z nosa. Zmarł mi pod szybem. To było straszne przeżycie. Miał 38 lat. Osierocił żonę i dwójkę dzieci. Wtedy zginęło 7 górników. Pięciu życie straciło na miejscu, a dwóch zmarło w szpitalu. Mieli bardzo poważne urazy wewnętrzne - opowiada emerytowany górnik.
Jak z gminy Kotlin trafił na Śląsk? Na czym polegała jego praca? Czytaj wywiad z Czesławem Fajerskim w aktualnym wydaniu „Gazety Jarocińskiej”