W połowie września z wielką pompą, w obecności wielu VIP-ów, wmurowano kamień węgielny pod wartą prawie 100 milionów budowę Zakładu Zagospodarowania Odpadów. Po kilku miesiącach wyszło na jaw, że uroczystość była wielką mistyfikacją. Akt erekcyjny, który wtedy "wmurowano", leży na półce w biurze prezesa ZGO, a murek, do którego złożono dokument, stoi w garażu.
To, że wmurowanie kamienia było jedynie kiepskim przedstawieniem, obecny prezes ZGO Mariusz Małynicz odkrył dwa tygodnie temu. - Stało się to zupełnie przypadkiem. W szafie znalazłem metalowy pojemnik. Nie wiedziałem, co to jest, ani do czego służy, więc zacząłem pytać wśród pracowników. Okazało się, że to pojemnik na akt erekcyjny, który został wtedy wmurowany. Sam dokument znajdował się w sejfie, a murek, do którego włożono dokument, do dzisiaj stoi w naszym garażu - mówi prezes, który nie potrafi ukryć rozbawienia. Na dowód swojej relacji prowadzi nas do budynku gospodarczego, z którego jeden z pracowników, za pomocą wózka widłowego, wystawił instalację na plac.
Jaki był sens zdemontowania murku i wyjęcie z niego symbolicznego dokumentu? Prawdopodobnie chodziło o to, że do całego „przedstawienia” doszło w miejscu, które nawet nie znajduje się na terenie budowy, bo wstępu tam zabronił inspektor nadzoru. Gdy licznie zaproszeni goście opuścili już ZGO, trzeba było posprzątać po całej zabawie, bo murek znajdował się w miejscu, gdzie obecnie biegnie... droga techniczna.
Co dalej z aktem erekcyjnym? Prezes ZGO ma spory dylemat. - Nie wiem, co teraz z tym zrobić. Skuć ścianę, żeby to wmurować? To bez sensu przecież. Może oddam ten akt razem z murkiem na jakąś charytatywną licytację? - zastanawia się Małynicz.