Byli uczniowie, żeglarze, koledzy nauczyciele, rodzina pożegnali Ryszarda Ciechanowskiego, który uczył w Liceum Ogólnokształcącym im. T. Kościuszki w Jarocinie.
Ryszard Ciechanowski uczył w LO fizyki i informatyki, w latach 1972-2000. Pogrzeb pedagoga i wychowawcy odbył się w sobotę, 1. lutego na cmentarzu komunalnym w Jarocinie.
W ostatniej drodze swojemu profesorowi towarzyszyli byli uczniowie. Licznie przybyli też koledzy nauczyciele, była również oficjalna delegacja Liceum Ogólnokształcącym im. T. Kościuszki w Jarocinie.
Przemowę pożegnalną wygłosiła Dorota Andrzejewska - wicedyrektor szkoły. Mówiła nie tylko o Ryszardzie Ciechanowskim jako dobrym nauczycielu, ale również o żeglarzu, który prowadził w LO harcerską drużynę wodną. Na pogrzebie było wiele osób, których Ryszard Ciechanowski zaraził pasją.
Tak wspomina swojego profesora Andrzej Rajczewski:
Miałem niezwykłą przyjemność poznać go w lipcu 1979 roku na obozie żeglarskim w Powidzu. Ten dobroduszny człowiek właśnie, wtedy zaszczepił we mnie bakcyla żeglarstwa. Uczył mnie pływać na długich dystansach żabką klasyczną. W liceum wstąpiłem do 54 Harcerskiej Drużyny Wodnej, której opiekunem, był właśnie sternik jachtowy - instruktor żeglarstwa Ryszard Ciechanowski. Zawsze służył nam radą, dając cenne życiowe wskazówki.
W wakacje wędrowne obozy żeglarskie na omegach na Wielkich Jeziorach Mazurskich były jedyne w swoim rodzaju i ich uczestnicy wracali dojrzalsi, ale i szczęśliwsi.
Zabierał nas też na biwaki do Gołuchowa i Powidza – to była niezwykła przygoda i nauka, która przydawała się w całym dorosłym życiu…
Wspominam Ryszarda Ciechanowskiego nie tylko jako bardzo kompetentnego instruktora żeglarstwa i fizyka, ale przede wszystkim jako ciepłego człowieka wskazującego innym drogę. Co ciekawe ich własną drogę, bez narzucania, a podpowiadając wskazówki...
Gdyby ktoś zapytał mnie; kogo z poznanych dorosłych ludzi w życiu młodzieńczym zapamiętałem jako człowieka naprawdę spokojnego, wyrozumiałego, cierpliwego, dobrodusznego i empatycznego? To odpowiem od razu: to właśnie Ryszard Ciechanowski.
Czas na zbiórkach 54 Harcerskiej Drużyny Wodnej no i oczywiście pod żaglami z Ryszardem Ciechanowskim uważam za czas doskonale zainwestowany i spędzony niezwykle przyjemnie… Zdobywanie kompetencji w zabawie na wyjazdach z rozmowami po świt.
Swojego profesora wspominają ciepło byli uczniowie również na naszym portalu :
"Profesor Ciechanowski był naszym Wychowawcą przez dwa lata. Wspaniały, pozytywny człowiek, świetny nauczyciel. Jeden z najlepszych jakich miałem zaszczyt spotkać na swojej drodze. Miał niesamowite poczucie humoru i dystans do siebie. Jego powiedzenia typu "gdyby babcia..." pamięta chyba każdy każdy z Jego wychowanków. Niech spoczywa w pokoju.” - napisał na naszej stronie jeden z byłych uczniów.
A oto, jak wspomina Ryszarda Ciechanowskiego Magdalena Szwarcbart:
Słowo, które przychodzi do głowy to „wdzięczność”, ogromna wdzięczność. Jeszcze dziś, po 46 latach, mogę dokładnie wskazać na tablicy ogłoszeń, na pierwszym piętrze przy schodach, miejsce, w którym wisiała kartka: „zebranie chętnych do klubu żeglarskiego”.
Pamiętam to nasze pierwsze spotkanie, naszą gromadkę i nieśmiałego brodatego młodego fizyka, który postanowił podzielić się z uczniami swoją, bardzo wtedy elitarną, pasją …
Wiele wiosennych wyjazdów do Skorzęcina, wiele rejsów startujących z Rydzewo Kolonia na Niegocinie – a zawsze nauka, podawana jakby mimochodem i przy okazji.
Po jakiejś kłótni nastolatków na Orionie Jego spokojnie wypowiadane słowa: „Na łodzi musicie się dogadać, bo jak się wkurzysz to nie trzaśniesz drzwiami i nie przesiądziesz się na kilwater” – nieraz wracały echem jako wręcz przepis na życie.
Po jakichś naszych ekscesach przy ognisku nad ranem Jego cichym głosem „no co Wy niepoważni jesteście?” zawstydzało, zasmucało i wychowywało nas dużo lepiej niż surowa nagana w szkole.
Pamiętam, jak w obliczu nagłej burzy i bardzo trudnych warunków na wodzie on zachowywał kamienny spokój. Dopiero na brzegu mówił: „ Żeglarz może się zdenerwować dopiero wtedy gdy już jest bezpieczny, gdy walczysz zachowaj spokój, jeszcze zdążysz pozwolić sobie na słabość” . Wiele razy, gdy podchodziłam do jakiegokolwiek egzaminu miałam te słowa w uszach…
Trzymając ster i szoty w ręce czuliśmy się wyjątkowi, a On wyjątkowość zamieniał nam w odpowiedzialność - za łódkę, za drużynę, za swój los.
Nauczyciel i Wychowawca, nasz Przyjaciel.
Dorota Andrzejewska tak zakończyła swoją przemowę na cmentarzu:
„Miałeś pasję, którą zaraziłeś wielu uczniów. Dziś ci żeglarze żegnają Cię mówiąc: "Ahoj, profesorze!"