Byli referendyści: - Burmistrz mści się na nas. Pawlicki ripostuje: - To bzdura

Opublikowano:
Autor:

Byli referendyści: - Burmistrz mści się na nas. Pawlicki ripostuje: - To bzdura - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Jarocin. - To zemsta burmistrza - mówią wprost osoby, które rok temu zorganizowały referendum w sprawie odwołania Adama Pawlickiego. Władze gminy od ponad roku próbują ukarać ich za wywieszenie reklam przy ul. Wrocławskiej.

- To już jest po prostu śmieszne. I żałosne - mówi nam Piotr Paweł Niewiada, jeden z byłych członków Komitetu Referendalnego, który otrzymał niedawno pismo w sprawie banerów, jakie przed ubiegłorocznym plebiscytem znajdowały się koło żywopłotu przy ul. Wrocławskiej w Jarocinie (naprzeciwko ul. Dąbrowskiego).

 

"Bój" o reklamy, które zachęcały do udziału w referendum, trwa już ponad rok. Władze miasta twierdzą, że banery znajdowały się na terenie gminnym, a referendyści nie zapłacili urzędowi za zajęcie pasa drogowego. Początkowo próbowano ukarać za to pełnomocnika inicjatora referendum, czyli Annę Iwicką. Chodziło o kwotę ponad 3,5 tys. zł. Ta odwołała się jednak do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które uchyliło decyzję urzędu, wskazując m.in. na to, że materiał dowodowy w całej sprawie nie został zebrany przez urzędników w sposób "wyczerpujący i rzetelny", ponadto błędem było uznanie Iwickiej za "podmiot odpowiedzialny za umieszczenie przedmiotowych reklam".

 

W związku z decyzją SKO, w październiku urząd miasta musiał umorzyć postępowanie w jej sprawie. Władze Jarocina postanowiły jednak nie ustępować i... okazuje się, że wszystko rozpoczyna się tak naprawdę od nowa.

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia wszyscy członkowie Komitetu Referendalnego otrzymali zawiadomienie o wizji lokalnej przy ul. Wrocławskiej z udziałem uprawnionego geodety. Wszyscy uznani zostali bowiem tym razem za odpowiedzialnych w związku ze wspomnianym zajęciem pasa. Wizja polegała na dokładnym ustaleniu przebiegu granicy działki drogowej.

- Wszystko zaczyna się od nowa, to jakiś absurd - komentują zirytowani byli członkowie Komitetu Referendalnego.

- A swoją drogą, jak w ogóle można po roku ustalać, gdzie konkretnie leżały banery? Już w pierwszej instancji SKO zarzuciło przecież, że przedstawiona przez urząd dokumentacja fotograficzna nie wskazuje jednoznacznie, czy znajdowały się w pasie drogowym - dodają. - Osobną sprawą jest to, że władze gminy już od 2 listopada ubiegłego roku wiedziały, że baner rzekomo był w pasie drogowym. Dlaczego więc od razu nas o tym nie poinformowały, jak nakazuje Kodeks Postępowania Administracyjnego? Czekali z decyzją aż do dnia po referendum. To też o czymś świadczy - zaznaczają.

Wraz z referendystami uczestniczyliśmy pod koniec roku we wspomnianej wizji lokalnej przy ul. Wrocławskiej. Zgodnie z pomiarami wynajętego przez urząd niezależnego geodety, krzaki, przed którymi miały stać reklamy, faktycznie znajdują się na terenie gminy, a nie spółdzielni mieszkaniowej, z którą referendyści zawarli rok temu umowę, i której zapłacili za umieszczenie banerów. Jak zaznaczał na spotkaniu geodeta, granica działek została ustalona jeszcze w latach 80. Co jednak najciekawsze, o jej przebiegu sama spółdzielnia nie zdawała sobie do tej pory sprawy... - Zawsze porządkowaliśmy teren aż do chodnika, bo myśleliśmy, że jest nasz - mówiła obecna na miejscu przedstawicielka spółdzielni.

Referendyści podkreślają również, że zbieranie dowodów po roku samo w sobie jest niepoważne.

- Marnowany jest nie tylko nasz czas, ale także czas urzędników, którzy muszą się tym zajmować. Wydawane są publiczne pieniądze przeznaczone na tę sprawę. Traktujemy to po prostu jako zemstę burmistrza Pawlickiego za zorganizowanie referendum - komentują.

Podkreślają także, że w przypadku nałożonej przez urząd kary złożą kolejne odwołanie do SKO. - Dalej wszystko się będzie ciągnąć, będziemy się "boksować" przez kolejny rok. Pytanie tylko: po co? - podsumowują.

Co na to wszystko burmistrz Jarocina? Jak tłumaczy, spraw prowadzonych w związku z zajęciem pasa drogowego jest w gminie o wiele więcej, dlatego nie ma tu mowy o żadnej zemście. - To bzdura - ripostuje włodarz.

- Każdy, kto zajmuje pas drogowy musi za to zapłacić i nie ma tu znaczenia, czy jest to mój przyjaciel, wróg czy osoba neutralna - podkreśla burmistrz.

Czy koszty i nakłady pracy związane z całą sprawą nie przekraczają jednak już kary, jaka może zostać nałożona na byłych referendystów? - Z naszej strony nie, mamy urzędników oraz umowę prawną rozliczaną w ryczałcie - odpowiada Pawlicki.

Na pytanie, dlaczego gmina zwlekała tak długo, zanim poinformowano referendystów, że korzystali z pasa drogowego, włodarz odpowiada, że chciano uniknąć zarzutów o nagonce.

- Daliśmy im po prostu spokojnie to referendum przeprowadzić. Dopiero wtedy by było, że to jakaś zemsta. A zapłatę i tak trzeba ponieść i nie ma znaczenia, czy upomnimy się wcześniej, czy później - odpowiada burmistrz.

Gdy pytamy na koniec byłych referendystów, czy po tej całej sytuacji, która ciągnie się już ponad rok, zdecydowaliby się jeszcze raz na organizację referendum, odpowiadają, że tak.

- Z pewnością kilka rzeczy można było zrobić lepiej, jednak samo referendum pozwoliło pokazać mieszkańcom, że także mogą uczestniczyć w życiu politycznym, mieć wpływ na to, jak wydatkowane są pieniądze publiczne - zaznaczają.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE