Szymon Matuszewski z Parzewa wygrał przetarg na nabycie dwóch działek gminnych. Teraz okazuje się, że grunty kupi dotychczasowy dzierżawca, bo samorząd Kotlina przypomniał sobie o prawie pierwokupu. Oferent domaga się unieważnienia postępowania, a wójt Mirosław Paterczyk uważa skargę za bezzasadną.
Pod koniec ubiegłego roku wójt Kotlina ogłosił przetarg na sprzedaż dwóch działek i budynku po byłej szkole w Parzewie. Podział nieruchomości budził już kontrowersje na kilka miesięcy przed rozpisaniem postępowania. Wtedy jeszcze radny i sołtys Parzewa w jednej osobie Stefan Taczała miał za złe wójtowi, że nie skonsultował z nim podziału gruntów przylegających do byłej szkoły, które dzierżawił od gminy jego syn.
Szymon Matuszewski z Parzewa wygrał przetarg na nabycie wszystkich gminnych nieruchomości w Parzewie. To jednak nie koniec przepychanek o grunty. Oferent, który zaproponował najwyższą cenę mówi, że nie może kupić ziemi, bo wójt zdecydował, że sprzeda ją dotychczasowemu dzierżawcy - Kamilowi Taczale. - Najpierw był licytowany budynek. Zaproponowałem najwyższą cenę. Potem wszyscy wchodzimy na salę i nagle pani Jagoda (Jadwiga Dziekońska - urzędniczka, która prowadziła przetarg - przyp. red.). mówi, że ta nieruchomość jest objęta prawem pierwokupu. Rozmawiałem z nią dwa tygodnie przed przetargiem i pytałem się, czy jest jakieś prawo pierwokupu. Odpowiedziała, że nie ma żadnego prawa pierwokupu, kto wygra przetarg, będzie właścicielem. Rozmawiałem z wójtem i była taka sama odpowiedź - utrzymuje Szymon Matuszewski, rolnik z Parzewa.
Jego adwokat złożył skargę na czynności związane z przeprowadzeniem przetargu i domaga się jego unieważnienia. Adwokat Krzysztof Liberda uważa, że ogłoszenie o sprzedaży nieruchomości w Parzewie zawierało kilka nieprawidłowości. - W ogłoszeniu o przetargu zabrakło podstawowych ustawowych informacji, choćby tego, że przysługuje prawo pierwokupu nieruchomości dotychczasowemu dzierżawy.
Wójt Kotlina Mirosław Paterczyk odpiera zarzuty. - Wszystkie wymagane informacje były zawarte bezpośrednio w ogłoszeniu, jak i w biuletynie czy wywieszone w urzędzie gminy. Jest brak jakichkolwiek podstaw, aby uznać skargę. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia - mówi włodarz Kotlina.
Więcej w aktualnym wydaniu "Gazety Jarocińskiej"