Dziki zniszczyły część kukurydzy Piotra Wodniczaka z Wysogotówka (gm. Kotlin).
Gospodarz z Wysogotówka ma 40 hektarów kukurydzy w kilku kawałkach. Część upraw wygląda, jakby przeszło przez nie tornado. Rolnik pokazuje 10-hektarowe pole, a w nim miejsca, gdzie kilkanaście arów jest zbuchtowanych przez dzikie świnie. - To są duże straty, które trudno oszacować, bo jako rolnik dopiero jak wjeżdżamy kombajnami, to widzimy, co jest na polu. Jak mam pole o powierzchni 10 ha, to jest rozległy obszar i tylko z helikoptera może zobaczyć, gdzie są miejsca zryte przez dziki. Idą całą watahą i wszystko niszczą - mówi gospodarz. Uważa, że z roku na rok jest coraz więcej dzikich świń.
- Nie chciałbym żadnych odszkodowań i nie mieć tego problemu - zapewnia gospodarz. W jego ocenie pieniądze, które wypłacają koła łowieckie, nie rekompensują strat.
Leśniczy z leśnictwa Tarce zapewnia, że rolnicy otrzymują odszkodowania. Po złożeniu wniosku na pole udaje się specjalna komisja, która szacuje straty. - Uzgadniamy z rolnikiem. Musimy się dogadać, w przeciwnym razie sprawa może być skierowana do sądu. Jak jest szkoda, to koło łowieckie musi zapłacić. Nie ma wyjścia - wyjaśnia Eugeniusz Klimpel, leśniczy leśnictwa Tarce i skarbnik koła łowieckiego Darz Bór Jarocin w jednej osobie. Mówi, że aktualnie mają około 30 wniosków. Średnio w ciągu roku zgłasza się do nich 50 rolników z prośbą o szacowanie strat. Przeciętnie wypłacają około 60 tys. zł rekompensat, ale dwa lata temu wydali na ten cel 100 tys. zł.
Według Klimpela populacja dzikich świń wzrosła, chociaż odstrzały są prowadzone zgodnie z planami łowieckimi.
Więcej w jutrzejszym wydaniu \"Wieści Rolniczych\".
(era)