Garbarek: Awansować do ósemki i mieć spokój w głowach (WYWIAD)

Opublikowano:
Autor:

Garbarek: Awansować do ósemki i mieć spokój w głowach (WYWIAD) - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport

Już w najbliższą sobotę, 16 stycznia podopieczni Piotra Garbarka rozpoczną zimowe sparingi. Rundę jesienną w III lidze Jarota zakończyła na 11. miejscu z dużymi szansami na awans do grupy mistrzowskiej. Jak pierwszą część sezonu podsumował szkoleniowiec JKS-u? Jakie są cele na wiosnę?

 

 

- Wyjątkowo trudna runda za nami, w szczególności ze względu na sytuację pozasportową. Pandemia dotknęła wiele klubów, przekładano mecze. Jarota akurat dłuższej przerwy nie miała, bo przełożono jedynie mecz z Pogonią II Szczecin. Jak wygląda ocena rundy przez ten pryzmat przez środowisko?

- Największym minusem jest na pewno brak kibiców na trybunach. Obostrzenia, które nas dotykają, tak naprawdę wszędzie są takie same – maseczki na ławce, podczas przejścia z autobusu na stadion. Wiadomo, że III liga to jest niższy szczebel rozgrywkowy, ale staraliśmy się wszystkich zaleceń i obostrzeń przestrzegać, podobnie jak inne drużyny. Trzeba było się do tego dostosować, aby w ogóle ten sezon ruszył. W III lidze nie było wykonywanych testów, jak to ma miejsce na szczeblu centralnym, poza wyjątkami jak rezerwy drużyn ekstraklasowych. W pozostałych przypadkach pewnie działało to na zasadzie „wyrywkowej”, kto się gorzej poczuł. Tak samo było u nas. Trochę nas to dotknęło, ale każdy klub w jakimś stopniu miał z tym problem. Jeżeli pojawiały się jakieś symptomy choroby, to reagowaliśmy. Zawodnicy zostawali w domach, nie brali udziału w treningach, aby nie stwarzać zagrożenia dla reszty. Z powodu zakażeń w Jarocie mecze nie były przekładane, ale teraz tego żałuję, bo dzisiaj na pewno składalibyśmy wnioski o przełożenie spotkań z Sokołem Kleczew i Unią Janikowo. Byliśmy w słabej dyspozycji fizycznej, a w Janikowie graliśmy bez 5-6 zawodników z podstawowego składu.

- Te środki ostrożności na poziomie III ligi są potrzebne, aby udało się ten sezon dograć czy są one na wyrost?

- Obostrzenia nie podobały się klubom, piłkarzom, czasami były uciążliwe, ale uważam, że były konieczne, aby ten sezon rozpocząć i dograć rundę jesienną. Mam też nadzieję, że wiosną po szczepieniach będzie łatwiej dokończyć rozgrywki. Jeżeli nie uda się opanować sytuacji, to pewnie będą spore problemy z dograniem sezonu, a to przełoży się na kluby, których przyszłość mogłaby być niewesoła.

 

 

 - 22 zespoły w III lidze i mocno wydłużony sezon to według Ciebie problem na tym poziomie?

- Ja jako były zawodnik cieszyłbym się z większej liczby meczów. Związek zajmuje się układaniem terminarza i nie chcę ich krytykować, ale ja próbowałbym rozegrać więcej spotkań w rundzie jesiennej. Mogliśmy np. zagrać dwie środy w okresie wakacyjnym, później kolejne dwie kolejki w  drugiej połowie listopada i dograć w tym roku całą rundę zasadniczą. III liga to nie jest liga zawodowa, część piłkarzy pracuje, ale mimo wszystko myślę, że udałoby się zagrać więcej spotkań, co przełożyłoby się na szybsze zakończenie sezonu.

- Piotr Skokowski w tej rundzie 2-krotnie musiał opuszczać boisko przedwcześnie z powodu czerwonych kartek pokazanych przez sędziów za dwie żółte. Były one efektem dyskusji z arbitrami. Czy tak doświadczony i kluczowy zawodnik dla Jaroty powinien tak się zachowywać?

- Z Piotrem rozmawialiśmy po tych meczach. Nie może dochodzić do takich sytuacji. Bez dwóch zdań i to nie ma znaczenia, czy to jest Piotr Skokowski czy Marcin Konopka. Z żadnym zawodnikiem taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Piotrek dużo rozmawia z sędziami, bo jest kapitanem. Ja też, będąc kapitanem, dużo uwag kierowałem w ich kierunku. Uważam, że jestem bardziej impulsywny niż „Skoki”, ale udawało mi się gdzieś hamować i może inaczej z nimi rozmawiałem. Też nie mogę sobie przypomnieć meczu z moim udziałem podobnego do starcia z Polonią Środa Wlkp., gdzie sędzia ewidentnie wypaczył wynik. Pewnie jako kapitan miałem łatwiej, bo miałem obok zawodników w innym wieku. „Skoki” ma wokół siebie młodych piłkarzy, więc często ma dużo rzeczy na swoich barkach. Mówiłem też mu, aby czasem odpuścił i skupił się na meczu. Wiem, że to są nerwy, ale nawet młody piłkarz nie powinien doprowadzić do sytuacji, w której wylatuje z boiska za dyskusję. Większe pretensje miałem o to, że takie zachowanie się powtórzyło w starciu z Sokołem Kleczew. Z mojej strony usłyszał parę słów na temat tego zachowania, mimo że jest to mój dobry kolega. I tak samo będzie, jeżeli podobnie zachowa się inny piłkarz.

 

 

- Jedynym zawodnikiem z kadry, który zagrał powyżej 200 minut i nie dostał żadnej kartki był Mateusz Dunaj. On raczej – także przez swój charakter – jeżeli zapisuje się w protokole meczowym to jako strzelec bramki. Ma bardzo spokojną osobowość. Zbyt spokojną?

- Każdy jest innym człowiekiem. „Duni” jest akurat takim. Ja chciałbym, aby był bardziej „żywy” na boisku czy w szatni, ale pewnych rzeczy na siłę się nie zmieni. Ale to w żaden sposób nie przeszkadza – ani Mateuszowi w zespole, ani mi jako trenerowi.

- Tylko w trzech meczach, gdy Krzysztof Bartoszak nie zdobywał bramki, udało się wywalczyć punkty – remisy z Kotwicą Kołobrzeg i Bałtykiem Gdynia oraz wygrana z Nielbą Wągrowiec. To też pokazuje dużą zależność Jaroty od jego dyspozycji

- To jest „9”, więc kto ma strzelać te bramki? Od początku, gdy zostałem trenerem, chciałem takiego zawodnika, który zagwarantuje nam 10 bramek w rundzie. Potrzebowaliśmy lidera na boisku. To też jest impuls dla całego zespołu. Chciałbym, aby też więcej zawodników wpisywało się regularnie na listę strzelców. Na tę chwilę „Kris” jest wyraźnym liderem. Grałem z nim jako piłkarz, znam jego umiejętności, więc spodziewałem się, że strzeli to 10 bramek. Może aż 18 goli się nie spodziewałem.

 

 

- Zaobserwowałeś pewną tendencję gry Jaroty w ostatnich latach w rundzie jesiennej?

- No tak, słabszy środek rundy. Pierwszy sezon mojej pracy, no ok, długa seria porażek, zastanawianie się, co zrobić, aby się przełamać, ale większej wagi do tego nie przykładałem. Zdarzyło się i już. Natomiast teraz to się powtórzyło. W mniejszej skali, ale jednak. Do dzisiaj ciężko mi znaleźć powód takiej gry. Na pewno po lepszym starcie, kolejne drużyny inaczej podchodzą do spotkań z nami. Pewnie też głowy trochę „siadły” przez stracone punkty w końcówkach meczów. Ale ostatnie kolejki rundy pokazały, że niekoniecznie to było powodem. W wielu z tych spotkań prowadziliśmy grę, ale nie potrafiliśmy utrzymać wyniku. Jako trener też będę mądrzejszy i w momencie, gdy będzie się zbliżała 5.-6. Kolejka, zaraz się coś wydarzy. Będzie trzeba np. wstrząsnąć szatnią mimo wygranej. Może zwrócić uwagę na jakieś błędy mimo zdobycia 3 punktów.

- Trzymając się już stricte tego sezonu, ten mecz w Środzie Wlkp. mógł mieć takie negatywne skutki na kolejne tygodnie?

- Wiadomo, że ten mecz jest najłatwiejszy do wskazania jako punkt kluczowy. Piłkarze też mówili, że „jakbyśmy ten mecz wygrali, to by nas już nikt nie zatrzymał”. Też jako trener muszę im pokazać, że po takim meczu trzeba się podnieść, pokazać sportową złość i czegoś takiego zabrakło. To też jest uwarunkowane charakterem samych zawodników.

 

 

- Tydzień wcześniej udało się przerwać 14-miesięczną serię bez wygranej w Jarocinie i wydawało się, że największa bariera mentalna została przełamana

- Udało się pozytywnie wpłynąć na głowy zawodników. Sam przebieg meczu pokazywał, że do 50. minuty nawet nie wiedzieliśmy, że Flota jest na boisku. A potem się załamało. Gdyby sędzia nie odgwizdał spalonego, zaczęłaby się nerwówka. Może byśmy znowu nie potrafili dowieźć tego zwycięstwa. Dla mnie głowy zawodników nie zawsze pracują odpowiednio, ale biorę na siebie niektóre mecze i zachowania. Jesteśmy zespołem, który bardzo lubi grać do przodu. To w pewnych momentach staje się problemem. Muszę ja albo bardziej doświadczeni zawodnicy muszą dawać jasny sygnał, aby te zadania w konkretnych momentach były jasno wytyczone. Jeżeli połowa atakuje, a połowa broni to robią się dziury, które rywale wykorzystują.

- Mimo tego przełamania, bilans meczów w Jarocinie nie wygląda porywająco – 9 punktów na 24 możliwe. To także wynika z mentalności zawodników?

- Nie wiem. Na pewno grając u siebie to my musimy prowadzić grę. Może w tym szukałbym mniejszej zdobyczy punktowej. Też mnie to nurtuje, bo to nie trwa miesiąc czy dwa tylko ponad dwa lata. Jarocin nie jest twierdzą, ale na pewno zrobiliśmy w tej rundzie mały kroczek i polepszyliśmy ten bilans w porównaniu z poprzednim sezonem, więc staram się szukać pozytywów w takich sytuacjach.

 

 

- Mecz z Pomorzaninem Toruń też pokazał, że brakowało postawienia „kropki nad i” i zamknięcia meczów, bo sytuacji ku temu nie brakowało. Momentami – już nie tylko w tym spotkaniu – brakowało jasnego przekazu, co dalej – bronimy wyniku, czy zamykamy mecz kolejną bramką.

- To też nie jest tak, że zawodnicy sami sobie coś zakładają w trakcie meczu. Założenia są moje, a piłkarze mają je wykonywać. Jeżeli nie realizują ich, to mam do nich pretensje. Moją decyzją jest to, czy zagramy trójką, czwórką czy piątka w defensywie. Bez znaczenia, czy jest to dobra taktyka czy zła. Mają to realizować. Nawet w sytuacji, gdy ja popełnię błąd taktyczny, źle ustawię zespół, ale wszyscy będą nadal ten plan realizować, jesteśmy w stanie osiągnąć dobry rezultat. Jeżeli jakiś zawodnik będzie grał swój mecz, to wtedy już nie ma ratunku. W Gdyni z Bałtykiem zagraliśmy świetną pierwszą połowę, a w drugiej było czekanie na końcowy gwizdek, chociaż taki komunikat ode mnie nie poszedł. Defensywa broni wyniku, a ofensywa chce zdobyć kolejną bramką. Dwa różne mecze, w efekcie czego straciliśmy bramkę, mimo że mieliśmy przewagę we własnym polu karnym. To nie jest problem przygotowań fizycznych, ale braku koncentracji i nierealizowanie założeń.

- Był mecz w tej rundzie, kiedy mocno pomyliłeś się z taktyką? Mieszko Gniezno?

- Nieważne, który zespół jechał do Gniezna, zawsze interesowały go tylko 3 punkty. Nieważny był styl. Na pewno wyszliśmy na ten mecz spokojnie. Może można to nazwać błędem, bo chciałem, aby to Mieszko nas zaatakowało, żeby mieć więcej miejsca na ich połowie. Wiadomo jak konstruuje się akcje pozycyjne, gdy cały zespół broniący jest na własnej połowie. I spróbuj, grając ładnie ich ograć i zdobyć bramkę. W Ekstraklasie jest z tym problem, a ponoć grają tam lepiej wyszkoleni technicznie zawodnicy – choć nie do końca się zgadzam – i mają lepsze boiska – z tym się zgadzam – a w Gnieźnie pogoda była taka, a nie inna, co oddziaływało na murawę. Może za dużo spokoju było przed tym meczem. Z czasem to my mieliśmy większy problem, bo ich urządzał remis. Na szczęście mamy Bartoszaka i udało się wygrać. Brakowało szybko zdobytej pierwszej bramki jak w Koninie.

 

 

- Mecz w Gnieźnie poprzedziło spotkanie z Sokołem Kleczew, w którym szybko padła bramka po czym niewiele się już działo na boisku.

- Rozmawiałem po meczu z Dominikiem Chromińskim, który strzelił bramkę, także z chłopakami z Jaroty. Wiedzieliśmy jakim potencjałem ludzkim dysponuje Sokół. To też był dla nas taki kulminacyjny punkt chorób w zespole i stwierdzonych przypadków koronawirusa. Dzisiaj na pewno bym ten mecz odwołał. Bardzo słabo fizycznie wyglądaliśmy w tym meczu. I sama gra była brzydka. Praktycznie bez sytuacji strzeleckich. W końcówce się odkryliśmy, walczyliśmy o remis, ale się nie udało. I tak jak rozmawiałem z zawodnikami przed spotkaniem, jedna bramka mogła zawarzyć o zwycięstwie i miałem rację.

- W ostatnich 10 minutach Jarota traciła punkty w czterech meczach, a w trzech z nich w doliczonym czasie gry. Właśnie te błędy w końcówkach czy jednak momentami nieskuteczność i brak – kolokwialnie mówiąc – zamknięcia meczu było większym problemem w tej rundzie?

- Po części każdy element ma na to wpływ. Może to jest kwestia wieku piłkarzy i braku doświadczenia. Przykład meczu z Elaną Toruń. Bardzo dobry zespół. W 90. minucie udaje nam się wyszarpać remis 1:1, a oni za minutę wyprowadzają kontrę. Jak to jest możliwe? Gdzie my możemy jeszcze szukać bramki na 2:1? Straciliśmy dwa razy więcej sił przez to, że goniliśmy wynik. Trzeba było poczekać, to my powinniśmy zagrać z kontry. A Elana nas zaskoczyła szybkim atakiem. Prawda, Sebastian Kmiecik obronił uderzenie, ale jest rzut rożny i strzelają bramkę. Dalej – mecz w Środzie z Polonią. Prowadzimy 2:0 na wyjeździe, z liderem. Jak oni nam mogą strzelać bramkę przy tym wyniku z kontry i praktycznie od połowy boiska była to sytuacja sam na sam? Jako trener nie jestem w stanie tego zrozumieć. Nie może być takiej sytuacji, że przy takim wyniku jest większość zawodników za linią piłki. Wiem, że to jest młodość, wszystko fajnie wygląda, ale piłka nożna jest brutalna i o tym się przekonaliśmy w Środzie.

 

 

- Mecz z Radunią z jednej strony pokazał różnicę między zespołami, ale jednak też rywale mieli spory problem nawet przy wyniku 0:1, aby domknąć mecz.

- Wiedzieliśmy, kto przyjeżdża. Ja akurat bardzo mile wspominam pomysł trenera Marcina Woźniaka, gdy prowadził Jarotę. Gdy przyjeżdżały mocniejsze drużyny, przekonał nas do tego, żebyśmy zagrali ustawieniem 5-4-1. Cały tydzień nad tym pracowaliśmy. Wiedzieliśmy, że Radunia będzie nas cisnęła, ale do pierwszej bramki oni nie mieli żadnej sytuacji. Gdyby się udało dowieźć 0:0 do przerwy, w drugiej połowie mielibyśmy swoje sytuacje do zdobycia bramki. A my tracimy pierwszego gola ze środkowej strefy, gdzie mamy pięciu zawodników – trzech stoperów i dwóch pomocników. Gdyby udało się potem strzelić na 2:1, gdy Bartoszak miał swoją sytuację, mogło się to różnie potoczyć.

- Ostatni tydzień ligi udany, bo najpierw pewne zwycięstwo w Policach, a potem z trudnym rywalem u siebie – GKS Przodkowo, który jednak miał jedną sytuację w meczu i zdobył bramkę.

- Taki obraz Jaroty w tej rundzie. Nie dopuszczamy rywala do głosu, mamy mecz pod kontrolą, dużo sytuacji, ale zagraliśmy „po swojemu”. Głupio stracona bramka i w końcówce znowu był strach. GKS grał długimi piłkami, ale tym razem udało się to dowieźć, bo tym razem byliśmy drużyną. Gdy trzeba było bronić, wszyscy bronili. To też nie było tak, że oni nas zepchnęli do obrony. Szukali prostych sposobów na zagrożenie bramki. Była asekuracja, której brakowało we wcześniejszych meczach.

 

 

- Te cztery mecze rundy zasadniczej, które czekają Jarotę w marcu, będą kluczowe dla dalszego przebiegu sezonu? Jeżeli nie uda się awansować do pierwszej ósemki to prawdopodobnie do końca sezonu będzie trzeba walczyć o utrzymanie, a jeżeli się uda to można ogrywać młodszych zawodników, bo raczej szans na dogonienie czołówki nie widać.

- Nie, nie mówmy, że „raczej”, bo na pewno nie dogonimy i na tym zakończmy ten temat. Oczywiście, bardzo chcielibyśmy awansować do tej ósemki i mieć spokój w głowach. Nawet zacząć planowanie letnich przygotowań. Ale to są trudne cztery mecze z drużynami, które też mają dużo do ugrania. Każdy punkt jest potrzebny w dalszej części sezonu, gdzie będzie trzeba walczyć o utrzymanie, a mamy też wyjazd na mecz ze Świtem Skolwin, który na pewno nie odpuści walki o awans. Wiemy, że z naszej grupy III ligi spadnie co najmniej 6 zespołów, ale nie wiemy, jak ułożą się wyniki w II lidze, a to będzie kluczowe przy powiększeniu tej liczby.

- Jeżeli udałoby się awansować do tej czołowej ósemki, poświęcicie więcej uwagi wojewódzkiemu Pucharowi Polski czy nadal będą to dla Was rozgrywki drugoplanowe?

- Powiem szczerze, że nie myślałem pod tym kątem. Od kiedy ja jestem trenerem w Jarocie, borykamy się z innymi problemami niż „sukces”, awans do ósemki i możliwość skupienia się na pucharze. Jeszcze nie miałem takiego komfortu, więc pewnie dlatego o tym nie myślałem. Rok temu graliśmy z Centrą Ostrów Wlkp.. Chcieliśmy ten mecz wygrać, ale się nie udało, rozbrzmiał ostatni gwizdek i na tym dla mnie te rozgrywki się zakończyły. Wiedzieliśmy, że będziemy potrzebowaliśmy dużo sił w walce o utrzymanie, więc nie było wówczas takiej presji na wynik. Myślę, że możemy potraktować ten puchar inaczej, gdyby udało się awansować do ósemki. Nawet dobra podpowiedź.

 

 

- Masz jakieś sygnały personalne, że zawodnicy będą chcieli odejść lub klub z nich zrezygnuje?

- Zacznę od ofert. Dostaliśmy jedną, ze Skry Częstochowa dla Marcina Maćkowiaka. Wyższa liga, więc dostał ode mnie zielone światło. Podziękował, ale z różnych względów nie był zainteresowany przejściem. Po strzelonych 18 bramkach wiem, że kluby kręcą się wokół Krzysztofa Bartoszaka. Ja zawsze powtarzam, że Krzychu jest do dyspozycji innych drużyn, ale oczywiście za dużą sumą odstępnego. Jest to dla nas zawodników niezbędny, więc jeżeli wpłynie korzystna oferta to ją rozpatrzymy, ale myślę, że żadnego III-ligowego klubu z okolic nie stać na ten transfer. Będę rozmawiał z zawodnikami. Jeżeli ktoś będzie chciał odejść i my damy zielone światło to nie będzie problemu. Ja chciałbym kilku zmian w szatni, nawet nie mówiąc o aspekcie sportowym. Chodzi mi bardziej o charakter. Brakuje w szatni takiego… trudno to nawet nazwać. Kogoś, kto wstrząśnie szatnią, zespołem na boisku. Znamy realia finansowe, więc musimy się dobrze zastanowić i sprawdzić, czy jest taki zawodnik dostępny na rynku.

Rozmawiał Dawid Borucki

 

 

W sobotę rywalami Jaroty będą Ostrovia Ostrów Wlkp. (godzina 12:00) i Korona Piaski (14:00). Spotkania odbędą się na boisku ze sztuczną nawierzchnią przy ul. Sportowej w Jarocinie. Ze względu na obostrzenia pandemiczne, mecze rozegrane zostaną bez udziału publiczności.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE