Najważniejsi urzędnicy wzięli unijne pieniądze i kupili sobie...

Opublikowano:
Autor:

Najważniejsi urzędnicy wzięli unijne pieniądze i kupili sobie... - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Kilka tygodni temu pisaliśmy na łamach „Gazety Jarocińskiej” o dofinansowaniu, jakie otrzymała gmina Jaraczewo z Unii Europejskiej na instalację zestawów fotowoltaicznych na budynkach użyteczności publicznej i domach mieszkańców. Jak informują nasi czytelnicy, wśród osób prywatnych, które skorzystały z dotacji, znalazła się grupa urzędników.

- Z tego, co na razie widać, to ogniwa pojawiły się na nowo budowanym domu wójta Strugały, domu skarbniczki gminy i jeszcze u kilku innych osób związanych z urzędem gminy i ich rodzin - mówi jeden z czytelników, któremu nie podoba się ta sytuacja. Okazuje się, że z dofinansowania skorzystało dwadzieścia osób, w tym czterech wysokich rangą urzędników: wójt Dariusz Strugała, sekretarz Olga Kaczmarek, skarbnik Zofia Jankowska oraz jej zastępczyni - Patrycja Wieruszewska-Dziergaczow.

Wójt tłumaczy, że czasu na znalezienie chętnych osób, które chciałyby założyć na swoich budynkach fotowoltaikę, było bardzo mało, więc urząd zaczął ich szukać po znajomych. - Mieliśmy bardzo krótki okres na to, żeby wdrożyć ten pilotażowy program. On był ostatnim z poprzedniego rozdania środków unijnych. Musieliśmy szybko wykonać projekt planistyczny i stworzyć wnioski. Mieliśmy duży problem z tym, żeby znaleźć ludzi, którzy będą chcieli w to wejść - tłumaczy wójt Dariusz Strugała.

Urzędnicy przekonują, że problemem były nie tylko krótkie terminy realizacji, ale także stosy dokumentów, które trzeba było na czas przygotować. - Do każdego z tych dwudziestu obiektów plus dziewięciu budynków gminnych, trzeba było jeszcze wykonać pełną dokumentację techniczną. Niektórym może się wydawało, że czasu mieliśmy dużo, ale było wręcz odwrotnie - wyjaśnia sekretarz gminy. - Komuś się mogło wydawać, że dwa tygodnie na zrobienie projektu to jest dużo czasu. My mieliśmy 14 dni na zrobienie 30 projektów, „ubranie” ich jeszcze we wniosek i pozałatwianie wszystkich spraw. Dlatego to wszystko się tak szybko toczyło - dodaje.

Olga Kaczmarek wyjaśnia, że po przygotowaniu wszystkich dokumentów, zostały trzy dni na zebranie grupy chętnych osób. - Po opracowaniu regulaminu naboru, który był widoczny na stronie internetowej gminy od 11 do 14 maja, mieliśmy właśnie te trzy dni na przyjmowanie zgłoszeń osób zainteresowanych tym projektem. Poza tym urzędnik mieszkający na terenie gminy Jaraczewo jest również jej mieszkańcem - tłumaczy sekretarz gminy.

Gdyby nie udało się dotrzymać terminów, ani budynki należące do gminy, ani mieszkańcy nie mieliby zainstalowanych zestawów fotowoltaicznych. - To wszystko było tak postawione na głowie, że nie szło inaczej zrobić, jak tylko wziąć ludzi pewnych, którzy wniosą wkład własny i nie wycofają się z projektu, ponieważ musieliśmy jak najszybciej podpisać umowy przedwstępne - wyjaśnia wójt.

Czy gdyby zgłoszeń było więcej, urzędnicy wycofaliby swoje wnioski? Co z mieszkańcami, którzy chcieli założyć fotowoltaikę, ale nie zdążyli złożyć zgłoszeń? Czytaj w aktualnym numerze "Gazety".

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE