Działacze solidarnościowi z Jarocina internowani. Rocznica stanu wojennego. Jak wyglądał w Jarocinie?

Opublikowano:
Autor:

Działacze solidarnościowi z Jarocina internowani. Rocznica stanu wojennego. Jak wyglądał w Jarocinie?  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Jarocin. Rocznica stanu wojennego 1981. Stan wojenny na Ziemi Jarocińskiej. Jarociniacy w stanie wojennym. 

 

W grudniu 1981 roku, mając świadomość ogromnego poparcia społecznego dla „Solidarności” i związanego z tym zagrożenia dla swojej pozycji, komuniści postanowili użyć siły i rozprawić się z opozycją. „Solidarność” została zepchnięta do podziemia, a jej przywódcy aresztowani. Jak stan wojenny wyglądał na Ziemi Jarocińskiej?

 

 

„Zabrany zostałem w nocy z 12 na 13 grudnia 1981roku przez uzbrojonych oficerów i pod bronią wyprowadzony z domu. Zawieziono mnie na posterunek Milicji w Jaraczewie, a następnie w asyście drugiego samochodu przewieziono do Ostrowa Wlkp. Jak się później okazało byłem pierwszym internowanym z naszego terenu” – wspominał po latach Mieczysław Barański – działacz Solidarności PGR w Rusku.

W nocy z 12 na 13 grudnia 1981r. pod przywództwem generała Wojciecha Jaruzelskiego, dwudziestu generałów i pułkowników utworzyło Wojskową Radę Ocalenia Narodowego, (WRON-a), wprowadzając stan wojenny na obszarze całego kraju. Chciałbym tu wspomnieć, iż w składzie WRON-y był pochodzący z Jarocina generał Edmund Molczyk. Społeczeństwo dowiedziało się o wprowadzeniu stanu wojennego z radia, 13 grudnia o godz. 6.00 rano, kiedy to generał Jaruzelski wygłosił przemówienie.

 

Na ulicach w całym kraju pojawiły się Obwieszczenia Rady Państwa, wydrukowane rok wcześniej w Moskwie. W  30 rocznicę stanu wojennego, zapytałem Czesława Robakowskiego który pełnił wówczas obowiązki Naczelnika Miasta ( odpowiednik dzisiejszego Burmistrza) Jarocina w 1981 r. o okoliczności w których dowiedział się o tych wydarzeniach: „O wprowadzeniu stanu wojennego dowiedziałem się w sytuacji dość banalnej, a mianowicie w niedzielę 13 grudnia, około godz. 6 rano szykowałem się na polowanie, jak co roku o tej porze miałem uczestniczyć w polowaniu na zające. Jak pamiętam, gdzieś po 20 minutach mam telefon od kolegi – „czy ty słuchałeś radia – nie, mówię. A on : „to włącz radio bo wprowadzili stan wojenny”...

 

A ja jako Naczelnik miałem wiedzę dotyczącą zachowań w sytuacjach nadzwyczajnych. tym momencie wiedziałem, że z polowania nic, i trzeba zająć się obowiązkami. Mieliśmy w Urzędzie całą procedurę zachowań, w związku z tym powiadomiłem swojego współpracownika i rozpoczęliśmy dyżur stały. Już w godzinach rannych odbyło się spotkanie wszystkich dyrektorów zakładów pracy i kierowników instytucji celem przekazania tej informacji i przyjęcia zasad zachowania jak w sytuacjach nadzwyczajnych. Taka narada się odbyła, i jak pamiętam w godzinach rannych, chyba po godz. 8-ej przyszedł do Urzędu, do mnie jako do Naczelnika komisarz wojenny(...). Po wprowadzeniu godziny milicyjnej, zobowiązany byłem jako Naczelnik do wydawania przepustek, zresztą sam także posiadałem przepustkę wydaną przez wojewodę, byłem też kontrolowany wielokrotnie. W tym czasie z Komitetem Miejskim PZPR, w zasadzie nie miałem kontaktów[…]”.

 

Zaangażowano ogromne siły. dniu wprowadzenia stanu wojennego, w działaniach na terytorium kraju wzięło udział ok. 70 tys. żołnierzy Wojska Polskiego, 30 tys. funkcjonariuszy MSW, oraz bezpośrednio na ulicach miast 1750 czołgów i 1400 pojazdów opancerzonych, 500 wozów bojowych piechoty, 9000 samochodów oraz kilka eskadr helikopterów i samoloty transportowe. Jeszcze przed północą 12 grudnia 1981 roku, nim jeszcze rozplakatowano obwieszczenia, a Dziennik Ustaw wydrukował tekst proklamacji ojskowej Rady Ocalenia Narodowego i dekret o stanie wojennym, zaczęły się aresztowania i internowania.

 

Do ośrodków odosobnienia trafiali przede wszystkim działacze „Solidarności”, ale nie tylko. Pamiętnej nocy za szczególnie niebezpieczne osoby dla systemu realnego socjalizmu uznano też artystów, naukowców, studentów. Tamtej nocy 10 tysięcy funkcjonariuszy SB i ZOMO wzięło udział w Akcji "Jodła", której celem było zatrzymanie i umieszczenie w uprzednio przygotowanych aresztach i więzieniach wytypowanych osób, uznanych za groźne dla bezpieczeństwa państwa. Aresztowano nawet uczniów, jak np. Annę Kołakowska skazaną później na trzy lata więzienia.

W Jarocinie internowano 12 działaczy Solidarności : Mieczysława Barańskiego, Henryka Kasprzaka, Michała Lisiaka i Kazimierza Patryasa, Lecha Jakuboszczaka i Jerzego Zawisłę, Stanisława .Kończalika, Stanisława .Szymczaka, Jerzego Walczaka, Andrzeja Siankowskiego, Juliusza Szymczaka i Leszka Dąbrowskiego

Zaraz po północy w całym kraju zamilkły cywilne telefony. W tym samym czasie 350 funkcjonariuszy milicji i SB, 550 żołnierzy MSW oraz około 3000 żołnierzy obsadziło wszystkie obiekty radia i telewizji. Wiadomości telewizyjne przekazywane były przez spikerów ubranych w mundury wojskowe, a w zakładach pracy pojawili się wojskowi komisarze wojenni. Wyłączono komunikację telefoniczną (co spowodowało liczne przypadki śmierci osób, których nie można było przewieźć do szpitali).

 

Wprowadzono godzinę milicyjną od 22:00 do 6:00, jednocześnie zakazano zmiany miejsca pobytu bez uprzedniego zawiadomienia władz administracyjnych. Wstrzymano wydawanie prasy (poza dwiema gazetami rządowymi – "Trybuna Ludu „i "Żołnierz Wolności. Władze zamknęły granice państwa i lotniska cywilne. Czasowo zawieszone zostały zajęcia w szkołach.

Władza nie miała skrupułów, by strzelać do stawiających opór. Symbolem zbrodni stanu wojennego stała się masakra w Kopalni „Wujek”.

 

Brutalne działania reżimu spotkały się ze sprzeciwem wolnego świata. Zapalenie świec w oknach wielu domów na całym świecie stało się znakiem pamięci o walczących o wolność i godność Polakach. Do tego symbolicznego gestu solidarności wezwali wówczas papież Jan Paweł II i prezydent USA Ronald Reagan, a płomień wolności rozbłysnął w Watykanie i w Białym Domu.

 

Dla społeczeństwa był to szok, wielu traktowało stan wojenny jak prawdziwą wojnę. Ludzie byli wystraszeni, zagubieni, nie rozumieli tego co się wydarzyło... Ale niestety, to był dopiero początek wielu rodzinnych dramatów, nieszczęść, złamanych życiorysów, a nawet zbrodni.. Stan wojenny odwołano 22 lipca 1983roku.

W momencie ogłoszenia stanu wojennego odbywałem służbę wojskową w Szczecinie z przydziałem do kompani dowodzenia jednej z jednostek 12 dywizji zmechanizowanej. Tamta noc i następne miesiące to obraz wielu traumatycznych przeżyć, których – na szczęście nie doświadczyli mieszkańcy Jarocina. Do tego tekstu załączam krótki felieton ukazujący sytuację w jakiej znalazło się wówczas tysiące młodych ludzi odbywających wówczas służbę wojskową w całym kraju.

 

Andrzej Józef Gogulski Stowarzyszenie „Pamięć”

 

13 grudnia „zobaczyłem władzę” z bliska...

To była bardzo mroźna noc. Byłem daleko od Jarocina. W nocy ogłoszono nagle gotowość bojową jak w czasie wojny. Padały krótkie komendy, rozkazy. Jeszcze broń i amunicja. Jeszcze chwila i koszary opustoszały. Kilka minut wcześniej siadamy na świetlicy, jeden z oficerów wcisnął klawisz na telewizorze... Dwudziestoparoletni chłopcy w skupieniu i przerażeniem wpatrzeni w ekran telewizora usłyszeli głos generała. Nie rozumieliśmy co się dzieje. Co to jest stan wojenny? Dlaczego? Wojna, z kim? Dlaczego my..? Dłonie młodych ludzi zaciskały się instynktownie na zimnym żelastwie trzymanej na kolanach broni. Pamiętam, że spojrzałem wówczas na młodego chorążego, płynęły mu łzy. Jeszcze wczoraj wieczór był szczęśliwy, niedawno wziął ślub. Wszyscy byli wystraszeni, a na świetlicy niewiarygodnie przerażająca cisza... Jest wcześnie rano, prawie pół metra śniegu, minus 20, kolumny czołgów i wozów pancernych wjeżdżają w las. tzw. miejsce stałej dyslokacji naszej jednostki. Wokół pełno wozów pancernych, armaty i czołgi. W śniegu stawialiśmy namioty, nikt nic nie jadł, nie było niczego ciepłego do picia. W butach zimno, to zwykłe buty, te same które wkładaliśmy w marcu i w lipcu...Rozstawiono koksowniki, ktoś wpadł na pomysł i po chwili piliśmy ciepłą wodę z topionego śniegu. Miałem wówczas 23 lata, byłem wśród nich. Byliśmy młodzi, niedawno pełni marzeń i planów. Siedzieliśmy w śniegu i zimnych namiotach ubrani w mundury żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, i pamiętam, że nikt nie rozumiał dlaczego, dlaczego w niedalekiej stoczni zgromadzeni robotnicy są niebezpieczni tak bardzo, że potrzebna była cała dywizja czołgów, wozów pancernych, armat, tysięcy żołnierzy z bronią gotową do zabijania w każdej chwili. Władza wydała rozkaz. W tą wyjątkowo mroźną noc, generałowie zwani Wojskową Radą Ocalenia Narodowego „zabawili” się w Pana Boga. Uznali, że mają prawo wydawać rozkazy aby dwudziestoletni chłopcy byli gotowi do zabijania. Żołnierze Wojska Polskiego mieli strzelać do Polaków, może nawet do swoich braci, rodziców. Bo tak kazał generał. To była jego noc, „pochwalił” się przed narodem tym, co miał, pokazał swój strach i swoją armię, Zbrojne Oddziały Milicji Obywatelskiej, wiernych sekretarzy partii, dyrektorów stoczni, kopalń, zakładów pracy, całą administracje, Służbę Bezpieczeństwa, tysiące konfidentów, gotowe ośrodki internowania i przygotowane więzienia. Dla robotników! W tamtą noc szybko dorośliśmy, nie mieliśmy złudzeń. Nikt nie mógł zasnąć, nie tylko z zimna. Baliśmy się. Czasem ktoś przywoływał wspomnienia z okresu strajków, pamiętaliśmy te obrazy manifestacji mieszkańców, padające kobiety na kolana z dziećmi na rękach po uderzeniu pałą ZOMO-wca, ich ciężkie buty przygniatające twarz nastolatka do jezdni...To była ta sama władza co tamtej nocy. 13 grudnia 1981 roku zobaczyliśmy władzę z bliska. Zrobiło nam się zimno, nie tylko z powodu mrozu...

Andrzej Józef Gogulski

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE