reklama
reklama

Porażka, która daje nadzieję. Jarota Jarocin niezasłużenie przegrała z Obrą Kościan

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport Jarota Jarocin poniosła ósmą porażkę z rzędu w rundzie wiosennej, przegrywając 2:3 z Obrą Kościan. Tym razem jednak podopiecznym Pawła Krysia zabrakło naprawdę niewiele, aby wywalczyć pierwszy wiosenny punkt.
reklama

Mecz zaczął się zgodnie z oczekiwaniami. Wszyscy rywale już wiedzą, że Jarota w tej rundzie rozgrywek IV ligi jest, jak na razie, dostarczycielem punktów. Dlatego piłkarze z Kościana też od pierwszego gwizdka sędziego rzucili się do ataku i dość szybko przyniosło im to powodzenie. Co prawda w 3. minucie lewoskrzydłowy Obry Patryk Łakomy, który na początku meczu sprawiał wiele problemów Mikołajowi Kowalskiemu, uciekł obrońcy Jaroty i znalazł się sam przed Mikołajem Marciniakiem, ale na szczęście jarociński bramkarz wygrał ten pojedynek. Było to jednak tylko ostrzeżenie, gdyż dwie minuty później w polu karnym Jaroty znów zrobiło się zamieszanie i tym razem Jakub Płotkowiak już umieścił piłkę w siatce żółto - czerwono - niebieskich.

JKS przegrywa i zaczyna walczyć w obronie 

Tak szybko stracony gol zwiastował dość powtarzalny ostatnio w spotkaniach Jaroty scenariusz - kilka goli rywali już na początku meczu i spokojne powiększanie przewagi w dalszej części. Tym razem jednak stało się zupełnie inaczej. Owszem, po zdobyciu gola Obra nadal dłużej była w posiadaniu piłki, ale niewiele z tego wynikało. Obrona Jaroty grała dość blisko siebie i rywalom trudno już było dochodzić do sytuacji strzeleckich. Co prawda podopieczni Pawła Krysia mieli problem z wyprowadzaniem piłki z własnej połowy, ale całkiem nieźle radzili sobie w kontratakach. Po jednym z odbiorów w 22. minucie piłka poszybowała w pole karne Obry do Łukasza Tomczaka, który zgrał ją sobie głową, a gdy przymierzał się do oddania uderzenia, wpadł na niego obrońca. Arbiter podyktował rzut karny. Do "jedenastki" podszedł Miłosz Kowalski, ale uderzył źle, dość blisko środka bramki, na dobrej wysokości dla bramkarza i Szymon Liman pewnie wybił piłkę na rzut rożny.

Wydawało się, że zmarnowany rzut karny podłamie Jarotę, a zwłaszcza Miłosza Kowalskiego. Tymczasem ta sytuacja tylko podrażniła najgroźniejszego z zawodników Jaroty. W 32. minucie Japończyk Yuya odebrał piłkę rywalom już na ich połowie i podał do Miłosza Kowalskiego. Napastnik Jaroty minął obrońcę, nawinął następnego i oddał tuż sprzed pola karnego bardzo dobry strzał na dalszy słupek. Znakomitą interwencją popisał się jednak ponownie Liman i wynik przed przerwą już się nie zmienił.

Jarota nie była gorsza od Obry 

Jarota z całą pewnością nie była w pierwszej połowie zespołem słabszym od szóstej w tabeli Obry i dlatego wcale nie musiała jej przegrywać. Podopiecznym Pawła Krysia brakowało przede wszystkim pewności siebie, o którą trudno, jak się ma w pamięci wcześniejsze siedem porażek z rzędu. Widać to było zwłaszcza przy wyprowadzaniu własnych ataków. Większość podań w wykonaniu piłkarzy Jaroty były to zagrania tzw. bezpieczne, najczęściej do najbliższego partnera lub do tyłu. Mało kto z zawodników Jaroty decydował się na jakiś drybling lub podobne ryzyko. Tej pewności siebie zabrakło też z pewnością Miłoszowi Kowalskiemu przy rzucie karnym.

W szatni trener Paweł Kryś zdołał chyba jednak przekonać swoich zawodników, że Obra, mimo swojej pozycji w tabeli, jest w tym dniu zespołem do ogrania. No i, o dziwo, początek drugiej połowy należał do Jaroty! Tuż po wznowieniu gry z prawej strony szarżował Mateusz Hałas. Choć skrzydłowy Jaroty został powstrzymany, to po chwili wróciła ona ponownie w pole karne gości i tym razem Łukasz Tomczak strzałem z dość ostrego kąta, już w 47. minucie doprowadził do wyrównania. Jarota wcale nie zadowoliła się remisem, ale chciała pójść za ciosem. Jarocińscy piłkarze czuli, że mogą wyjść na prowadzenie. Było ku temu blisko, gdyż w 52. minucie, po indywidualnej akcji, Miłosz Kowalski oddał groźny strzał i piłka po rykoszecie o centymetry minęła słupek bramki Obry. Sędzia jednak nie przyznał Jarocie nawet rzutu rożnego, co mocno znów naprężyło nerwy piłkarzy Jaroty. Być może dlatego w 55. minucie nie upilnowali znów w polu karnym Jakuba Płotkowiaka i napastnik Obry po raz drugi w tym meczu pokonał Mikołaja Marciniaka.

Wkrótce, bo w 63. minucie, piłka po raz trzeci znalazła się w bramce Jaroty. Tym razem Obra w prosty sposób podwyższyła prowadzenie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego rezerwowy Tomasz Marcinkowski uwolnił się spod opieki Nikodema Roguszczaka i głową pewnie skierował piłkę tuż przy słupku do bramki Mikołaja Marciniaka. Ale podopieczni Pawła Krysia, być może pod wpływem większego niż w poprzednich meczach dopingu dość licznie, dzięki pięknej majówkowej pogodzie, zgromadzonej publiczności, nie poddali się.

JKS odrabia straty z Obrą

Już trzy minuty po trafieniu dla Obry, Jarota znów zdobyła gola kontaktowego. Tomasz Pilarczyk przez całe spotkanie starał się przy każdym wyrzucie piłki z autu posyłać ją w pole karne rywali. Tym razem wyszło idealnie. Dawid Idzikowski lekko przerzucił piłkę za siebie, a ta spadła na ósmym metrze pod nogi Mikołaja Kowalskiego. Obrońca Jaroty złożył się doskonale do uderzenia i z półobrotu posłał piłkę do siatki. Było jeszcze sporo minut do końca meczu i Jarota próbowała atakować, aby strzelić przynajmniej gola wyrównującego. Goście z Kościana byli przestraszeni, ale zwarli szyki obronne, a w końcówce spotkania "kradli czas" niczym niezapomniany Włodzimierz Smolarek na mistrzostwach świata w Hiszpanii w pojedynku z ZSRR. Ostatecznie Jarocie nie udało się strzelić trzeciego gola i tym razem niezasłużenie przegrała po raz ósmy.

Pewnie niektórzy powiedzą, że Jarota straciła niepowtarzalną szansę, aby wykorzystać słabszy dzień rywali i zdobyć punkt, który może się okazać bezcenny. Z pewnością dodałby on młodym graczom Jaroty pewności siebie. Sądzę jednak, że ten mecz mógł być promyczkiem nadziei na kolejne spotkania. W drugiej połowie podopieczni Pawła Krysia zagrali odważnie, z ogromnym zaangażowaniem, naciskali rywali, atakowali ich bramkę. Taka gra przypadła do gustu publiczności, która kilka udanych akcji nagrodziła brawami. Dla tych młodych piłkarzy to już wiele znaczyło. A że gra Jaroty stała się dość prymitywnie prosta? Dominują długie podania na szybkiego Miłosza Kowalskiego, a rzadko piłka przechodzi przez wszystkie formacje. Cóż, jeśli taki proty plan okaże się skuteczny i uratuje zespół przed spadkiem do V ligi, to kibice chyba nie będą wybrzydzać.

Jarota Jarocin - Obra Kościan 2:3 (0:1)

0:1 - Jakub Płotkowiak (5.)

1:1 - Łukasz Tomczak (47.)

1:2 - Jakub Płotkowiak (55.)

1:3 - Tomasz Marcinkowski (63.)

2:3 - Mikołaj Kowalski (65.)

Jarota: M. Marciniak - P. Skokowski, D. Idzikowski, P. Stachowiak, Mikołaj Kowalski, Nikodem Roguszczak, Mateusz Hałas (55. P. Skórski), Yuya Fujikawa, T. Pilarczyk (66. K. Matuszak, 88. S. Rutkowski), Ł. Tomczak, Miłosz Kowalski

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama